poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Najpiękniejszy dzień w życiu


Niedługo idę na ślub. Nie mój (niestety), ale koleżanki ze studiów. Nazwijmy ją Dorota.

Dorota jest naprawdę sympatyczna. Ma swoje zalety i wady. Nie jest i nigdy nie była typową dziewczyną z oazy. Nie chodzi w golfach i nie stroni od mini.

Tym bardziej zaskoczyła mnie, gdy kiedyś mi się zwierzyła, że nie śpi ze swoim chłopakiem.

Byłam w ciężkim szoku. No bo, mamy czasy jakie mamy, ona wygląda na "normalną", znaczy do tych czasów przystającą, człowiek nie żywi nawet nadziei, że gdzieś obok mogą być jakieś pokrewne w tej kwestii dusze.

A mi się trafił taki Skarb. Osoba, z którą mogłam pogadać i ponarzekać, że ciężko jest czekać. Która rozumiała i czuła tak samo. Przez to było jakoś raźniej i dodawało otuchy i przekonania, że robi się dobrze, gdy wiedziało się, że nie jest się samemu i jedynym.

Dorota wychodzi za mąż. Za moment.

I jakkolwiek bym czasem nie wątpiła w zasadność czystości, jakkolwiek nie byłabym nią zmęczona i zniechęcona, bo jednak trochę komplikuje życie... to myślę, że w Niebie piorą najlepsze szaty od paru miesięcy :) Bóg biega i szuka najelegantszego krawata, a anioły pastują piórka.:)

Myślę, że to będzie dla Nieba wielkie, prawdziwe święto. To jest jedna z niewielu rzeczy w tym życiu, co do której jestem absolutnie przekonana. Dorota wygrała. I jak o tym myślę, to nadal nie rozumiem, ale wiem, że to MA SENS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz