niedziela, 5 czerwca 2016
Dlaczego nie?
Było już o nas pojedynczo, teraz może ździebko o nas razem.
Jesteśmy razem lat prawie 6. Poznaliśmy się mając lat 18 i z perspektywy czasu zastanawiam się jak w takim młodym wieku zbudowaliśmy w miarę zgrabny związek. Teraz mam wrażenie, że człowiek w tym wieku jest jeszcze taki nieprzystosowany do życia, bujający w obłokach, dziecinny. Tacy i my byliśmy. Wielu pewnie dyskutowałoby, że nieprawda, niektórzy są już dojrzalsi w tym wieku. Być może. Mówię o nas.
Ja na przykład byłam bardzo naiwna. Posłyszałam gdzieś kiedyś, że mieszkanie z teściami źle wpływa na świeże małżeństwa i uparłam się, że w przyszłości będziemy mieszkać sami. Nie mieściło mi się w głowie dlaczego tak wiele par mieszka z rodzicami. Teraz to dla mnie logiczne i oczywiste - mieszkanie samemu kosztuje więcej. Wtedy żyłam chyba w bajce, którą sama na bieżąco sobie reżyserowałam ;D
6 lat i zero seksu. Brzmi przerażająco?;)
Mnie też czasem szokuje. Że się jakoś udaje. Oczywiście nie chcę próbować pobić jakiegoś rekordu, jestem normalna i wolałabym nie musieć się "chwalić" jeszcze większą liczbą lat, tak naprawdę nie mogę się doczekać, żeby przestała ona mieć rację bytu.
Czy to była wspólna decyzja? I tak, i nie. Ja tak chciałam od zawsze, od początku. Ale nigdy nie myślałam o tym serio, brałam od uwagę, że świat jest jaki jest i raczej nie robiłam sobie większych nadziei na znalezienie takiego faceta. Gdy poznałam Piotrka do pierwszej poważnej rozmowy na ten temat ratowało nas to, że nie bywaliśmy sami w domu. Gdy zderzyły się poglądy wprost było trochę ciężko. Ja byłam uparta - Piotrek hmmm... zaskoczony? Ale właściwie nie protestował bardzo. Wiedział, że będzie baaardzo trudno, ale gdzieś z tyłu głowy miał zepchnięte przeświadczenie, że właściwie chciałby tak i byłoby kiedyś pięknie, ale przecież to niemożliwe.
Spróbowaliśmy.
Będę szczera. Z perspektywy czasu ciężko ocenić co nam to dało. Może potrzeba jeszcze trochę lat, żeby docenić to wszystko, czego dzięki temu się nauczyliśmy. Ciężko ocenić, bo momentami mieliśmy wrażenie, że to walka wręcz, do żywych ran, jak w filmach Tarantino ;) Nadal mamy. Zdarzało nam się wątpić. Nie na tyle, żeby się złamać, ale niestety na tyle, żeby kwestionować sens. Myślę jednak, że zgodnie z obietnicami w tych wszystkich czyściochowych broszurkach (swoją drogą, większość jest tak odpychająca w swojej formie i przekazie, że dziwię się, że w ogóle czystość do mnie przemówiła ;P) nauczyliśmy się kochać na wiele sposobów. Nasze życie nie miało szans zostać zdominowane przez seks, więc siłą rzeczy uczyliśmy się kochać inaczej. Mówiąc, pomagając, nawet dotykając. Pomimo, że czasem kłócimy się ostro, myślę, że i tak mamy do siebie więcej cierpliwości niż kiedyś. Oboje mamy też cudowne przeświadczenie, że cokolwiek by się nie stało, my we dwoje będziemy na całe ziemskie "zawsze". Nie wiem, może każda para tak ma. Życzę tego każdej. Ja myślę, że to poczucie bezpieczeństwa daje mi Bóg. Któremu oddaliśmy dużo. I pomimo, że przez długi okres czasu mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w tym sami i jest bardzo pod górkę okazuje się chyba poniewczasie nam "oddawać" nasz trud. Bo jest dobrze. W końcu jestem narzeczoną. Już blisko :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz