sobota, 18 czerwca 2016
Człowiek, któremu powiedziałam wszystko
Myślałam, że nigdy z niego nie zrobię. Jestem bardzo introwertyczna i mówienie o sobie sprawia mi trudność. Zwłaszcza mówienie o błędach, problemach. W sumie nic dziwnego - komu miałoby to sprawiać przyjemność?
Jednak dookoła obserwowałam, że po jakimś czasie w związku ludzie miękną, są bardziej bezpośredni, wymieniają się sekretami. A ja pomimo kilkuletniego stażu związku miałam nadal wrażenie, że niektóre tajemnice zabiorę do grobu.
Zniechęcenie po wielu próbach, rezygnacja, smutek drugiej strony sugerujący brak zaufania... A ja nadal nie potrafiłam.
Ale miłość leczyła. Leczyła 6 lat. To olbrzymi kawał czasu. Otwierałam się. Nawet nie mogę powiedzieć, że po trochu, bo byłoby to duże przeszacowanie. To były milimetry. Milimetry na przód, a potem kilka kroków w tył. Każde zwierzenie było ze mnie "wyszarpnięte". Nie to, że siłą i że nie chciałam. Chciałam, ale nie potrafiłam. Czasem po kilkugodzinnym wieczorze i moim meandrowaniu wokół tematu udało się wreszcie ze mnie wyciągnąć coś, co leżało na dnie mojego serca. A czasem i nie ;)
Największymi tajemnicami wymieniliśmy się na Sercańskich Dniach Młodych w Pliszczynie (gorąco polecam!).Pamiętam to jak dziś. Pamiętam Piotrka, który siłą woli zdecydował, że tego dnia właśnie tam stawia wszystko na jedną kartę i mi wszystko powie. Pamiętam jak na nabożeństwie mocno ściskał moją dłoń i płakał. Pamiętam jak wziął mnie do samochodu na rozmowę i trzęsącym głosem opowiedział mi swoje życie. A ja? Ciekawe uczucie, byłam równocześnie przerażona i dziwnie spokojna, przygnębiona i bardzo radosna. Powiedziałam, że kocham. I myślę, że to był pierwszy raz kiedy zrobiłam to szczerze, świadomie i na prawdę, bo w obliczu rzeczy trudnych, a nie początkowozwiązkowosłodkich.
Następnego dnia, właściwie pod przymusem otworzyłam się ja. Wiedziałam, że tak trzeba. Byłam tak zażenowana, że potem bałam się na Piotrka w ogóle patrzeć. I to nie dzień. Całe wakacje były dziwne. Ale walczyliśmy o siebie.
To był dopiero początek zwierzeń. I tak naprawdę początek związku. Dwa lata po "początku związku";p
Dziś, z pierścionkiem na palcu od 27 dni mogę przyznać, że P. zna mnie całą. Słyszał wszystko. To takie błogie uczucie wiedzieć, że jest się tak niedoskonałym, a mimo to chcianym. To takie bezpieczne.
Gdybym mogła cofnąć czas zrobiłabym to szybciej. Szkoda czasu, który można spędzić na prawdziwym dojrzewaniu do miłości zamiast na całusach, kinach, lodach, you know what I mean... :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz